Podsumowanie marca 2018


Kolejny miesiąc za nami, kolejne podsumowanie. Z początku sądziłam, że marzec będzie beznadziejny pod kątem liczby przeczytanych książek, ale wyszło nawet całkiem przyzwoicie. No ale nie już przedłużając - zaczynajmy :)



Pierwszą powieścią, jaką udało mi się przeczytać w tym miesiącu, było Miasto popiołów Cassandry Clare. Od przeczytania pierwszego tomu minęło już trochę czasu, więc postanowiłam wreszcie zabrać się za następny. No i cóż... Można powiedzieć, że ta książka cierpi na syndrom drugiego tomu. Akcja wyraźnie zwalnia, a autorka szuka tylko pretekstów, by jakoś wydłużyć fabułę. Nie powiem - czytało mi się bardzo przyjemnie, ale w porównaniu do Diabelskich Maszyn, czy nawet Miasta Kości, ta powieść wypada trochę słabiej. Na szczęście końcówka wszystko rekompensuje.
Za kolejne części zabiorę się... wkrótce. Na pewno jeszcze w tym życiu - obiecuję!

Kolejną książką, przeczytaną w tym miesiącu jest Jedyny i Niepowtarzalny Ivan, Katherine Alice Applegate. O tej powieści już się wcześniej wypowiadałam, więc jeśli ktoś chce dowiedzieć się o niej trochę więcej, to zapraszam tutaj.
To nie jest długa powieść, ale zdecydowanie zapada w pamięć i skłania do refleksji. Może się wydawać, że to zwykła bajka dla dzieci, ale to nieprawda - to zdecydowanie więcej.

A teraz pora na mały powrót do czasów dzieciństwa, powrót do krainy, która jest wręcz przesycona
magią i baśniowością...
A mowa tu oczywiście o Opowieściach z Narnii, Lewisa, a konkretnie o Podróży "Wędrowca do
Świtu".  Kiedy byłam małą dziewczynką namiętnie zaczytywałam się w książkach z tej serii. Oczywiście całkowicie ignorowałam kolejność, choć, na szczęście, nie miało to zbyt wielkiego wpływu na komfort czytania. Wciąż bardzo ciepło wspominam te powieści, choć muszę przyznać, że nie przeczytałam jeszcze wszystkich Opowieści z Narnii. Były takie tomy, w które nie potrafiłam się wgryźć, więc zostawiałam je na moment, w którym "będę na nie wystarczająco stara  dojrzała". Stwierdziłam, że ten czas chyba już nadszedł więc... Czemu by nie spróbować? I tak wałaśnie sięgnęłam po Podróż "Wędrowca do Świtu". No i co?
Ach...Jak miło było wrócić do Narnii... Nie wiedziałam, że aż tak mi jej brakowało. Mimo, że parę lat minęło, moje postrzeganie tych historii się zmieniło się nic, a nic (no może poza tym, że teraz lektura Podróży "Wędrowca do Świtu" szła mi dużo lepiej). Nadal kocham ten świt, nadal kocham ten baśniowy klimat i z pewnością jeszcze nie raz wrócę do tej serii.

Potem przyszedł czas na lekturę szkolną. Baaardzo króciutką, no ale w końcu to nowela, więc... Czego innego się po niej spodziewać?
A chodzi mi to o Sachem, Henryka Sienkiewicza. Z tego, co udało mi się zauważyć, to ten tytuł nie cieszy się zbyt pozytywnymi opiniami, ale... w końcu to lektura szkolna, więc się nie dziwię. Moim zdaniem była całkiem w porządku, nie powalająca, ale jednak na poziomie. No, w końcu to Henryk Sienkiewicz. Przeczytałam co prawda tylko dwie jego powieści ( W Pustyni i w Puszczy oraz Quo Vadis), ale z tego co widzę, to jego dzieła raczej są wykonane dosyć solidnie i na bzdurną fabułę, czy niespójności nie można narzekać.
Następnie postanowiłam zabrać się za kontynuowanie kolejnej serii, bo... trochę ich się już u mnie nazbierało. Przeczytałam więc Zbuntowanych, od C.J. Daugherty. 
Muszę przyznać, że ten cykl to takie moje guilty pleasure. Zdaje sobie sprawę, że te powieści nie są wybitne, a główna bohaterka mogłaby być mądrzejsza, ale... to się tak dobrze czyta! Lekka, wciągająca, z łatwym i przyjemnym w odbiorze stylem - jeżeli szukacie czegoś na odprężenie, to ta seria może się nadać. 

Ostatnią książką, jaką przeczytałam w marcu były Kamienie na szaniec, Aleksandra Kamińskiego. Tak - kolejna lektura szkolna. Jak się okazało, to nie dość, że wydanie, które posiadam, ma naprawdę paskudną okładkę (no sami przyznajcie), to jeszcze  jest ocenzurowane przez PRL... Mam tylko nadzieję, że różnice nie są jakieś kolosalne, bo  to by było słabe...
Zaznaczam, że historia opisana w tej książce, jest oparta na prawdziwych wydarzeniach i pisana bardziej jak biografia, niż
powieść. Więc nie należy się dziwić, że jesteśmy bombardowani faktami i datami, bo jest to cecha gatunkowa. Jeżeli chodzi o mnie, to z biografiami u mnie jest różnie, ale ta tutaj była całkiem dobra. Nie do końca w moim typie,ale wciąż doceniam wkład pracy i ogólną wartość tekstu. Problem polega na tym, że styl autora zwyczajnie nie wpasowuje się w moje gusta.




A więc podsumowując:
W marcu przeczytałam 5 książek i 1 nowelę. Może nie jest to wybitny wynik, ale biorąc po uwagę, to, że był to dla mnie dość pracowity miesiąc, to uważam, że jest to całkiem zadowalająca liczba.

A jak to jest z wami? Ile książek udało wam się przeczytać w marcu? Dajcie też znać, czy czytaliście już którąś z powyższych pozycji, a jeśli tak, to co o niej sądzicie.
Na dzisiaj to tyle. Dziękuję za poświęconą mi uwagę i do zobaczenia w kolejnych postach!






Komentarze